Leśna wyprawa 4
WYZWANIE
Gdy dotarliśmy do obozowiska zobaczyliśmy trzech kumpli stojących przy żarzących się resztkach ogniska. Dyskutowali przy tym przyciszonymi głosami. Jednocześnie syknęliśmy z żoną.
A co wy tu robicie?
W jej głosie dało się wyczuć zdziwienie i przestrach, a co jeśli nas podglądali? Wprawny obserwator zauważyłby nutę wyrzutu i irytacji. Koledzy jednak nie przejęli się tym nadto, tylko spojrzeli na nas zaaferowanym wzrokiem i przyłożyli palce do ust, dając do zrozumienia, żebyśmy byli cicho. Podeszliśmy bliżej, wtedy wyjaśnili nam w czym rzecz.
Przed chwilą widzieliśmy jak Igor i Monika idą razem w głąb lasu. Chyba nietrudno się domyślić po co tam poszli? - Wojtek spojrzał na nas znacząco.
Niezły wkręt, pomyślałem. Jednak kumple mnie kryją. Męska solidarność ponownie zwyciężyła...
Naprawdę? - z moich rozważań wyrwał mnie głos żony - Idziemy sprawdzić? - zapytała konspiracyjnym szeptem.
Nie takiej reakcji się spodziewałem. Teraz wyjdzie na jaw, że ta historia to zwykła przykrywka, a Monika i Igor śpią grzecznie w namiocie. O dziwo propozycja Agi spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony reszty chłopaków. Czyżby to nie był blef? Czyżby Monika i Igor faktycznie poszli do lasu na szybki numerek? Miałem wątpliwości, czy powinniśmy tak postępować, ale reszta grupy zadecydowała za mnie i już weszli na ścieżkę, wskazaną przez Arka.
Szliśmy ciemnym lasem, w przeciwnym kierunku do jeziora. Drzewa rosły tu gęściej, a księżycowa łuna nie docierała tu zbyt często. Nie odważyliśmy się jednak zapalić latarek w telefonach, bojąc się wykrycia. Odgłosy nocnego życia nadawały tej wędrówce niesamowitego klimatu i sprawiały, że serca biły nam jak dzwony. Tak szliśmy przez dobre pięć minut, gdy usłyszeliśmy szelesty, sugerujące że cel wędrówki jest blisko. Uważaliśmy by nie nadepnąć na jakąś suchą gałąź, zależało nam żeby nas nie nakryli.
Na polanie, widniała sylwetka Igora. Leżał na plecach podpierając się na łokciach. Nogi miał szeroko rozłożone i ugięte, a między nimi pochylała się naga Monika. Robiła mu laskę, rytmiczne ruchy głową nie pozostawiały miejsca na wątpliwości. Dopiero co sam byłem podglądany, a teraz to ja znajdowałem się po drugiej stronie. Schowaliśmy się za drzewami, patrząc na przebieg tej jakże podniecającej sytuacji. Blondynka sprawnie poruszała swoją głową, nadziewając swoje usta na sterczącego ptaka kolegi. Ten z pewnością czerpał z tego sporą przyjemność, gdyż od czasu do czasu pojękiwał z satysfakcją.
Minęło trochę czasu nim Monika skończyła swoją misterną robotę. Podniosła się i oparła o drzewo na skraju polanki, na szczęście wybrała miejsce, które zmniejszało szanse naszego wykrycia. Igor podszedł do niej pewnym krokiem, rozszerzył nogi i wszedł w nią od tyłu. Nikt nie miał wątpliwości, że nie założył w międzyczasie prezerwatywy. Zatem grzmocił nowopoznaną laskę bez zabezpieczeń? Czyżby brała pigułki? Może faktycznie krążąca na jej temat opinia rozpustniczki nie była bezpodstawna?
Igor wymusił na Monice, by ta bardziej się wypięła, a on kontynuował ładowanie w nią swojej parówki, był szybki i zdecydowany w swoich działaniach, a to że robił to z wyczuciem, było potwierdzone, przez ciche jęki jego partnerki, docierające do naszych uszu pomimo odległości. Trwało to dłuższą chwilę. Słyszeliśmy ciało Igora obijające się o pośladki jego partnerki. Z lekkim zawstydzeniem stwierdziłem, że daje nam znacznie lepszy popis umiejętności, niż było to w moim przypadku.
Na koniec Monika klęknęła przed Igorem i przyjęła ponownie jego członka do ust. Westchnienie Igora i odgłos krztuszenia się, oznajmił wszystkim, że ładunek spermy wylądował w ustach naszej koleżanki. Szybki spust oznaczał, że posuwał ją bez gumy do ostatniej chwili. Dopiero w przypływie zbliżającego się orgazmu zdecydował się wyjąć swoją fajkę z cipki Moniki i zapakować ją do ust.
Postanowiliśmy się wycofać. Choć robiliśmy to najciszej jak tylko potrafiliśmy, pod naszymi stopami pękło kilka suchych gałęzi. Czy para kochanków mogła to usłyszeć? Było to bardzo możliwe, ale już nic nie mogliśmy na to poradzić. Wróciliśmy do swoich namiotów i szybko ukryliśmy się w ich wnętrzach. Po kwadransie dotarły nas odgłosy powracającej pary. To była dość intensywna noc, jak na początek wędrówki. Każde z nas zastanawiało się co będzie dalej?
***
Słońce świeciło jasno, a my szliśmy przez otwartą przestrzeń, polną drogą. Brak cienia doskwierał wszystkim, jednak za niecałą godzinę, znowu mieliśmy znaleźć się w leśnej gęstwinie. Niosłem plecak mojej żony, a ta, podobnie zresztą jak wczoraj, szła w samym staniku na przedzie stawki, dyskutując o czymś z Moniką, ożywionym tonem. Przyglądałem się jej odkrytym plecom, te same widoki przysługiwały reszcie grupy. Czułem dumę, że ta ślicznotka należy właśnie do mnie. Lubiłem jak inni mi jej zazdrościli.
Wyglądało to tak jakby dziewczyny o coś się sprzeczały. Nie było co prawda rwania włosów, czy gryzienia, ale jakiś konflikt wyraźnie wisiał w powietrzu. Monika, dała znać chłopakom idącym za nimi, by podeszli. Byli wśród nich Arek, Igor, Wojtek i Bartek. Ja w tym samym czasie szedłem kilkadziesiąt metrów za nimi zamykając pochód z Olkiem i Kingą. Nasz przewodnik raczył nas informacjami o zakątkach, które niedługo mieliśmy ujrzeć, a tym czasem pozostała część idąca przed nami zbiła się w zwartą grupę, dyskutując o czymś z ożywieniem. Już miałem zamiar do nich podejść, lecz gdy przyśpieszyłem kroku, oni wyraźnie uznali, że dyskusja została zamknięta.
Szliśmy dalej rozmawiając na luźne tematy, a ja wciąż nie wiedziałem co tak skonsolidowało grupę przed paroma minutami. Tak minął cały dzień, a ja zdążyłem zapomnieć o całej sprawie. Na wieczór znaleźliśmy małą kotlinkę, która świetnie nadawała się na rozbicie obozowiska. Nie był to zresztą przypadek, nasz przewodnik, miał wszystko doskonale zaplanowane. Po rozbiciu obozowiska, udaliśmy się z żoną do namiotu by chwile odpocząć przed wieczorną imprezką. Przyszedł czas dać nieco odpoczynku obolałym nogom.
Leżeliśmy obok siebie. Patrzyłem na nią leżąc bokiem i podpierając ręką głowę. Aga leżała na wznak patrząc w górę. Wyglądało jakby nad czymś się zastanawiało, a ja co raz bardziej zaczynałem nabierać podejrzeń, że o czymś nie wiem. Nim jednak zdążyłem zapytać ją co jest grane, sama poruszyła temat.
Ufasz mi prawda? - zapytała ostrożnie.
Oczywiście skarbie, chyba nie masz co do tego wątpliwości? - odparłem zaskoczony.
Czy jeśli cię o coś poproszę, to mogę liczyć, że dotrzymasz słowa?
Oczywiście moja droga. - odparłem, czując się co raz dziwniej.
Dziś w nocy będę chciała wyjść na trochę z namiotu. Czy możesz mi obiecać, że zaczekasz na mnie w środku? - wypaliła jednym tchem.
Ale... to niebezpieczne! Sama w środku nocy? Kto wie co się czai w tym lesie... Chyba, że nie zamierzasz iść sama? - zapytałem, jakby mnie nagle olśniło.
Nie będę sama, nie musisz się o to martwić, będę bezpieczna.
Te słowa zamiast mnie uspokoić, wzbudziły jeszcze większy niepokój. Jak to tak? Schadzka w środku nocy, a ja mam leżeć w namiocie, jak gdyby nigdy nic? Byłem skonsternowany, nie wiedziałem co na to odpowiedzieć i co o tym sądzić. Co szkodziło żebym z nią poszedł?
A możesz mi powiedzieć w czym rzecz? - wydukałem w końcu.
Rozmawiałam z Monią i... ona zaproponowała mi pewne wyzwanie... spokojnie, to nic ryzykownego - odpowiedziała, widząc moją minę. - Obiecuję, że powiem ci o co chodziło, jutro rano.
Nie wiedziałem co o tym sądzić. Byłem mocno zdziwiony tą nietypową prośbą. Kochałem jednak moją żonę i wierzyłem, że nie zrobi nic ryzykownego, co zagrażałoby jej bezpieczeństwu. Przystałem więc na jej prośbę. Nie uśmiechnęła się, ale widać było na jej twarzy ulgę. Tymczasem mnie zżerała ciekawość. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, a dopiero nazajutrz miałem się dowiedzieć czegokolwiek! Jak tu zasnąć?
Komentarze
Prześlij komentarz