Leśna wyprawa 5

NIEDOTRZYMANA OBIETNICA 

Już czas. Wstała bez słowa i spojrzała na mnie przelotnie, jakby bojąc się zatrzymać na mnie swój wzrok na dłuższą chwilę. Zarzuciła bluzę i odpięła zamek w namiocie, wpuszczając falę świeżego nocnego powietrza. Ja również postanowiłem nic nie mówić. Agnieszka wyszła bez słowa zapinając za sobą wejście do naszej skromnej komnaty. Leżałem teraz sam, myśląc nad tym, co chodziło po mojej głowie przez cały wieczór. Obietnica, obietnicą, zaufanie, zaufaniem, ale ciekawość brała nade mną górę. Ubrałem się, starając nie wydawać niepotrzebnych dźwięków. Nie potrafiłem się opanować. Wiedziałem, że powinienem dotrzymać słowa, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem. 

Wychyliłem głowę z namiotu, sprawdzając czy nikogo nie ma na zewnątrz. Zauważyłem Bartka, idącego po cichu w stronę leśnej ścieżki, prowadzącej w głąb gęstwiny. Idzie się odlać? Być może. Odczekałem jeszcze kilka sekund i bezszelestnie ruszyłem za moim kolegą. Czyżby to on miał towarzyszyć mojej żonie, w jej nocnej eskapadzie? Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Cała ta historia była jednak mocno podejrzana, więc byłem gotowy na każdą ewentualność. Zanurzyłem się w głąb lasu. Bartek włączył latarkę, która oświetlała mu drogę, a mi pozwalała na łatwe śledzenie kumpla. 

Po krótkiej chwili utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie jest krótkie wyjście za potrzebą. Po co miałby się tak daleko oddalać od obozu? A no po to żeby nikt nie mógł go namierzyć. Szliśmy dobre piętnaście minut, a ja zastanawiałem się, czy uda mi się znaleźć drogę powrotną. Miałem jednak wrażenie, że idziemy cały czas prosto, jakoś dam radę. W pewnym momencie w oddali zauważyłem błysk kilku świateł, niedługo potem jedno mocniejsze, jakby jakaś mocniejsza latarka. Podświadomie domyśliłem się, że to jest cel naszej podróży. Aga nie dysponowała jednak tak mocnym sprzętem. Oznaczało to, że poza nią musi być tam ktoś jeszcze. 

Wreszcie dotarliśmy na dosyć sporą polankę, na której stało w luźnej grupce kilka osób. Ich twarze były jednak w cieniu. Snop światła padł na Bartka, o mało nie zahaczając o mnie. Na całe szczęście udało mi się uniknąć wykrycia. To było zrządzenie losu i czasem zastanawiam się, jak potoczyłyby się moje losy, gdybym wtedy został nakryty? Bartek zasłonił oczy wolną ręką a jego latarka powędrowała do góry, oświetlając twarze zebranych. To co zobaczyłem mocno mnie zaskoczyło. Na polance był Igor, Arek i Wojtek, a wraz z nimi dwie drobniejsze sylwetki należące do Moniki i … mojej żony. Dobrze, wiem przynajmniej, że jest cała. Jednak ulga szybko została zastąpiona przez dziwne uczucie niepokoju. Coś tu nie gra. Skoro są tu praktycznie wszyscy... to co stało na przeszkodzie bym i ja się tutaj pojawił? Jaką tajemnicę skrywają? 

  • W końcu jesteś, czekaliśmy na ciebie. - powiedział Arek, witając Bartka. - Zaczynajmy więc. Monia, skoro to był twój pomysł to powiedz jakie są zasady. 

Dziewczyna zaczęła mówić, a ja nadstawiłem uszu, gdyż jej głos był cichy i jakby brakło jej trochę werwy, z której zawsze słynęła. Może to klimat miejsca? A może to co zamierzała zaraz zrobić? 

  • No więc tak, jak wiecie mieliśmy pewną sprzeczkę z Agą, o to, która z nas lepiej ciągnie. - odczekała, chwilę czekając na pomruk akceptacji, po czym kontynuowała. - Zasady są proste, każda z nas pokazuje na co ją stać, a wy oceniacie, której poszło lepiej. 

Nie do końca docierał do mnie sens słów, o jakie ciągnięcie chodzi? Z jednej strony odpowiedź sama się nasuwała, z drugiej wydawała się całkowicie abstrakcyjna, po prostu nie potrafiłem w nią uwierzyć! Podszedłem po cichu kilka kroków bliżej, by lepiej słyszeć i widzieć. Serce biło mi tak mocno, że bałem się, że ktoś to usłyszy. Zebrani na polance byli jednak zbyt zajęci sobą, by zwracać na cokolwiek uwagę. Teraz do głosy doszedł Igor. 

  • Drogie panie, chętnie wam pomożemy w rozwiązaniu tego sporu. - kulturalny język, całkowicie do niego nie pasował, ale cała ta sytuacja była szalona - Myślę jednak, że powinnyście dać od siebie coś więcej, coś co pobudzi nasze zwisające przyrodzenia. 

  • Obsłużcie nas topless. - wypalił Wojtek, który był cały rozemocjonowany. 

Dobra, teraz już nie mogłem mieć żadnych wątpliwości, co do celu tego nocnego spotkania. Dziewczyny spojrzały po sobie zaskoczone tą śmiałością. Wymieniły między sobą krótkie spojrzenia. Stało się to czego można było się spodziewać. Monika jako pierwsza wykazała się odwagą, zdjęła bluzę i znajdującą się pod nią koszulkę. Pod spodem nie miała już nic. Wlepiłem oczy w jej cycki, były zajebiste, nie ma co jej tego odmawiać. Ale... moja Aga miała jeszcze lepsze półkule, tyle że one były skrzętnie ukrywane pod odzieżą. I choć cała ta sytuacja wydawała mi się szalona, zapragnąłem, żeby moja żona udowodniła wszystkim zebranym, jaka z niej dobra sztuka. Powinienem być zły, przecież mnie ewidentnie zdradzała. Jednak zamiast tego był szok i dziwne uczucie podniecenia. Role względem zeszłej nocy się odwróciły, ale o dziwno niespecjalnie mi to przeszkadzało. 

Zebrani w półkolu panowie wlepili oczy w cycki Moniki, wyczekując jednocześnie reakcji mojej ukochanej. Agnieszka również uległa w końcu presji. Zdjęła bluzę i koszulkę, tak samo jak jej koleżanka, pod spodem nie miała stanika. Ściągana koszulka zahaczyła o jej piersi, które wykonały kilka sprężystych podskoków. W międzyczasie Bartek z Wojtkiem rozłożyli przyniesione ze sobą koce, które miały chronić przed chłodnym i szorstkim podłożem. Arek podszedł do mojej żony i delikatnie położył dłonie na jej nagich ramionach. Lekko docisnął je do dołu, mówiąc zadziwiająco spokojnym i pewnym siebie tonem. 

  • Klękaj, no już. - to nie była prośba, tylko polecenie. 

Agnieszka zaczęła się powoli opuszczać w dół. W końcu klęczała przed moim kumplem, mając nos na wysokości jego krocza, spodenki był już naciskane przez rosnącego członka.  

  • No dalej, wiesz co robić. - ponaglił ją, jakby nie chciał dopuścić do sytuacji, w której ta ślicznotka zmieni zdanie. 

Sięgnęła drżącymi dłońmi do jego spodenek i opuściła je wraz ze slipkami. Tam czekał już na nią sztywniejący kutas mojego kolegi. Piliśmy razem piwo, graliśmy w piłkę, żartowaliśmy wspólnie i razem się uczyliśmy, a teraz on jak gdyby nigdy nic podstawia swoją parówę pod usta mojej żony! Poczułem ukłucie zazdrości, już się zastanawiałem, czy nie wyjść z ukrycia i nie pogonić towarzystwa. Opamiętałem się jednak, nie mogąc oderwać oczu od tej magicznej sytuacji. Kątem oka dostrzegłem Monikę, która też była już na kolanach i trzepała konia Igorowi, ja jednak straciłem nią całkowicie zainteresowanie, liczyła się tylko moja Aga i to co miała zaraz uczynić. 

Patrzyłem niecierpliwie, choć na szczęście nie było mi dane długo czekać na dalszy rozwój sytuacji. Ręka mojej ukochanej, spoczęła na obcym penisie. Położyła na nim otwartą dłoń i zaczęła nią pocierać podnoszącą się laskę. Jej niby nieśmiałe ruchy powodowały, że skórka z penisa Arka nieznacznie się ściągała, by za chwilę wrócić na swoje miejsce. Dłoń zeszła niżej i przejeżdżając po właśnie odsłoniętej żołędzi, spoczęła na klejnotach kolegi, które zaczęła lekko masować. Jego penis unosił się sukcesywnie do góry. Był gotowy na dalsze pieszczoty.   

To była kompletna abstrakcja. Arek patrzył na moją żonę z góry. W jego oczach była fascynacja, wyczekiwanie i przede wszystkim pożądanie. Tak mi się przynajmniej zdawało w słabym świetle latarek. A co było wymalowane na mojej twarzy? Tego nie wiem. Jedno jest pewne, byłem tą sytuacją mocno podniecony, ale i zakłopotany. Przecież tam jest moja żona! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monika w klubie

Chwile 4

Chwile 1