Leśna wyprawa 15

 WAKACYJNA DYSKOTEKA 

Wracaliśmy do obozowiska w ciszy. Każde z nas myślało o ostatnich wydarzeniach i o geście, który wykonałem na koniec. Czułem, że w tym momencie oddałem część kontroli nad sytuacją, ale dzięki temu zagwarantowałem sobie masę dodatkowych wrażeń. Teraz niczego nie mogłem być pewny, a każdą nieobecność żony mogłem interpretować na swój własny, życzeniowy sposób. Nawet jeżeli ona poszłaby jedynie poplotkować z koleżankami. 

W obozie nikt nie skomentował naszej nieobecności. Wyglądało na to, że nikt nie zawracał tym sobie głowy. Mimo wszystko poczułem ulgę. Wieczór minął spokojnie i bez przygód. Cieszyłem się, dość już miałem emocji jak na jeden dzień. Spaliśmy razem w namiocie, leżeliśmy obok siebie i nie było nikogo między nami. Nie doszło do żadnego stosunku, ale całowaliśmy się i delikatnie pieściliśmy. Następnego poranka wyruszyliśmy w dalszą drogę. Piękne widoki i kontakt z naturą oderwał moje myśli od ostatnich zdarzeń. Szliśmy i chłonęliśmy wszystko co nas otaczało, to był zwyczajny dzień. Tego potrzebowaliśmy. Nasze żądze nie mogły przykryć codziennego życia, nie mogły stać się jego sensem, a jedynie dopełnieniem. Zresztą chwila wytchnienia była nam po prostu potrzebna. 

Późnym popołudniem rozbiliśmy obozowisko niedaleko kolejnego jeziora, których w okolicy była niezliczona ilość. Z naszych namiotów rozpościerał się widok na ładną piaszczystą plażę. Udaliśmy się nad nią by wymoczyć zmęczone stopy. Stojąc na brzegu ujrzeliśmy, że około kilometr od nas znajduje się kolejna plaża, a na niej sporych rozmiarów przystań. 

·        To znana baza dla żeglarzy z całego kraju. - wyjaśnił Olek. - Jest tam sporo miejsc noclegowych, sklepy, wypożyczalnie sprzętu, no i sama przystań ma się rozumieć. Poza tym na wieczór są tam organizowane mocno zakrapiane imprezy, mają ponoć jakąś salę do tańców. - tłumaczyła nasza chodząca encyklopedia. Skąd on to wszystko wiedział? 

Gdy dziewczyny usłyszały o tańcach od razu się ożywiły. W szczególności Monia i Aga, ale i Kindze ten temat przypadł do gustu. Chłopacy nie byli tym pomysłem szczególnie zaaferowani. Woleliśmy zostać na miejscu i napić się swojego alkoholu. Przecież nie będziemy go zawozić do domu! Po dłuższej dyskusji i wymianie argumentów postanowiliśmy, że panie wybiorą się na imprezkę pod opieką Igora, który jako jedyny z nas lubił sobie okazjonalnie potańczyć. Dzięki temu mieliśmy czyste sumienia. Kto jak kto, ale ścięty na krótko Igor ze swoją dobrze zbudowaną sylwetką, najlepiej nadawał się na bodyguarda. 

Dziewczyny ruszyły nad jezioro się przygotować, a do mnie zaczęło docierać, że puszczam moją żonę w towarzystwo nieznanych mężczyzn. Z drugiej strony obecność dwóch koleżanek, a w szczególności Kingi, studziły nieco mój entuzjazm i nadzieję. To by było za proste, ledwo co zaliczył ją na moich oczach Arek, a już miałaby się nadarzyć kolejna okazja? Ale właściwie... czemu nie? Gdy część naszej grupki była gotowa do wymarszu, podszedłem do mojej żony. Uznałem, że warto powiedzieć jej kilka słów na odchodne. 

·        Kochanie, czy wzięłaś ze sobą gumki? - zapytałem niewinnie, tak by nikt inny nie usłyszał. 

·        Co?! Rany co ty mi znowu sugerujesz? - syknęła oburzona Aga. 

·        Nic, po prostu tak się zastanawiam. - odparłem z powstrzymywanym uśmiechem. 

·        No dobra, może i wzięłam. I co z tego. - była wyraźnie poirytowana. 

·        Dobrze, pamiętaj, że możesz z nich skorzystać. - na szczęście w tym momencie udało mi się zachować powagę. Śmiech nie był teraz wskazany. 

·        Idę potańczyć z dziewczynami. Myślisz, że teraz przy każdej okazji, będę szukała fiuta do zabawy? 

Była zdenerwowana, może niepotrzebnie ją tak naciskałem? Z drugiej strony, czy ostatnie wydarzenia nie były aż nadto sugestywne? Czy po tym co się ostatnio działo, nie mógłbym tak pomyśleć? Mogłem! 

·        Wiesz, że mnie to podnieca, dlatego to mówię. Nie każę ci robić nic wbrew twojej woli. Wystarczy mi sama świadomość, że różnie się ten wieczór może zakończyć. - wyjaśniłem uspokajającym tonem. 

Wołanie Igora przerwało naszą dyskusję. Agnieszka nic mi nie odpowiedziała. Odwróciła się i ruszyła za resztą. Patrzyłem tylko na jej odważny ubiór. Spodenki zastąpiła spódniczka. Adidasy ustąpiły miejsca sandałom... Tym razem było inaczej. Nie szedłem za nią, nie obserwowałem jej poczynań, nie miałem dotychczasowej kontroli, byłem zdany tylko na nią i na swoją wyobraźnię. Usiadłem przy ognisku, wraz z resztą chłopaków. Bartek z Wojtkiem podgrzewali nam jedzenie, a Arek wlepił swoje oczy w telefon, nie zwracając szczególnej uwagi na to co dzieje się dookoła. Zasięg w komórkach był na minimalnym poziomie, czasami wręcz zanikał. 

Czas leciał, zaczynało się ściemniać, a ja nie miałem pojęcia, co dzieje się z moją Agnieszką, a mogło się dziać cokolwiek. Czy znalazła kogoś do tańca? Może. Czy ktoś jej postawił drinka albo piwo? Może. Czy jakiś kapitan zaprosił ją do swojej kajuty?... Dobra, dosyć, w ten sposób mogłem myśleć w nieskończoność. Przecież na pytanie, czy dopadło ją stado napalonych murzynów, też mogłem odpowiedzieć w ten sam sposób... Może. 

Arek bacznie mi się przyglądał. Wypiliśmy już trochę alkoholu i wszyscy wyraźnie się rozluźnili. Wszyscy... poza mną. Ja siedziałem wyraźnie spięty. Mój kolega dosiadł się do mnie i zapytał. 

·        Martwisz się o nią? 

·        Trochę. - odparłem krótko. 

·        Kto jak kto, ale Igor je przypilnuje, nic złego się im nie stanie. - pocieszał mnie. 

·        A co, jeśli ja bym wolał, żeby ich nie upilnował? - zapytałem, wpatrując się w ogień. 

·        Po wczoraj ciągle ci mało? - wydawał się zaskoczony. 

·        Wczoraj tylko rozbudziło mój apetyt... Dałem jej gumki. - to wyznanie wyraźnie zaskoczyło Arka. 

·        Co? Wiesz ja rozumiem, że każdy ma swoje fetysze i w ogóle było wczoraj super, ale czy to nie jest już lekka przesada? Czy to nie jest... no wiesz, trochę niebezpieczne? - zapytał ostrożnie. 

·        Pomożesz mi? - zapytałem nagle. 

·        To znaczy? 

·        Pójdziemy sprawdzić co tam się dzieje. 

Zgodził się, to jest prawdziwy przyjaciel! Pozostawiliśmy resztę kumpli i ruszyliśmy w drogę do bazy żeglarskiej. Nie zatrzymywali nas. Nie w głowie im było błądzenie po ciemku. Szliśmy przez ciemny las, oświetlając sobie drogę latarkami z telefonów. To nie była taka pierwsza moja wędrówka, jednak tak samo jak za każdym poprzednim razem, wzbudzała we mnie dodatkowe emocje. Tym razem nie byłem jednak sam. Szedłem z powiernikiem mojej tajemnicy. Razem było nam raźniej. 

Z daleka było już słychać muzykę. Na razie przytłumioną. Niedługo potem usłyszeliśmy też gwar, na miejscu musiało być sporo ludzi. Niby nie powinienem sobie robić wielkich nadziei, niby rozsądek podpowiadał, że na miejscu znajdę tańczące w kółku dziewczyny... Plan był taki, że jeżeli zauważymy, że nic się nie dzieje, to niepostrzeżenie wrócimy do naszego obozowiska. Wyszedłbym na desperata, gdyby mnie przyłapały! Tak pewnie będzie, przyjdę, zobaczę, uwierzę i wrócę. 

Na miejscu faktycznie było dużo ludzi. Nie wszyscy mieścili się w małej sali do tańca. Część tańczyła na zewnątrz, część po prostu spacerowała po okolicy z alkoholem, a jeszcze inni zbici w małe grupki, siedzieli pod drzewami i rozmawiali. Jak w tym tłumie znaleźć kogoś niezauważenie? Dotarło do mnie jak naiwny był mój plan. Gdy tak szwendaliśmy się wśród ludzi, starając się nie zwracać na siebie uwagi, patrzyłem wszędzie tylko nie pod nogi... 

·        Ajjj... a co wy tu robicie?! - usłyszałem głos w momencie, gdy wpadłem na drobną postać przede mną. 

To była Kinga. Była sama. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Monika w klubie

Woda i ogień 11

Woda i ogień 6